niedziela, 30 października 2016

Jak się uczyć?

Korea Południowa, Gwangju.

Ostatni tydzień upłynął na przygotowaniach do egzaminów. W Korei odbywają się one dwa razy w semestrze (podobnie jak nasze kolokwia), także pierwszą koreańską sesję mam już za sobą.

Czas ten nie należał do najciekawszego, mimo to uświadomił mi kolejne różnice kulturowe.

Na kampusie mamy dwie biblioteki my nazywamy je "biała" i "czerwona". Biała to miejsce "nauki cichej", nie ma tam książek, więc wszystko musimy przynieść sami. Wypełniona po brzegi praktycznie zawsze, przed egzaminami należy przygotować się na stanie w kolejce. Najlepiej zarezerwować sobie miejsce w specjalnym systemie komputerowym, wtedy mamy pewność, że o określonej godzinie będziemy mieli gdzie usiąść. Co ciekawe biblioteka w okresie egzaminów czynna jest 24 godziny na dobę. Czerwona służy do wypożyczania książek lub korzystania z nich na miejscu, o dziwo nie jest tak zatłoczona jak biała. Dlatego też tam trwały nasze egzaminacyjne przygotowania.

Jak to się robi w Korei?

1. Przynieś swój pulpit.
Większość studentów zaopatrzona jest w pulpit na książkę. Początkowo myślałam, że biorą je z biblioteki, ale dopytałam znajomej. Otóż pulpit ma w domu praktycznie każdy i używa go regularnie. Idąc do biblioteki studenci biorą go ze sobą, bo po prostu do tego przywykli. Na pulpicie leży gruuuuuba książka, przed nim zeszyt lub kolejna lektura.

2. Pamiętaj o szczoteczce.
Obok mnie siedzi chłopak, przed nim stoi pulpit, kawa i kubek z szczoteczką i pastą ;) Zauważyłam już kilka osób szczotkujących zęby w szkolnych toaletach, ale zagęszczenie takowych w bibliotece zrobiło na mnie wrażenie. Hitem są osoby zaczynające szczotkowanie zębów nad książką, aby nie marnować czasu przeznaczonego na naukę.

3. Przebierz buty.
Po kilku godzinach w bibliotece moje stopy zaczęły o sobie przypominać. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że dziewczyna i chłopak obok mnie przynieśli sobie klapki na przebranie. Rozglądałam się dalej i właściwie nikt nie siedział w butach. Panująca zasada to skarpetki lub skarpetki i klapki.

4. Zrób sobie drzemkę.
Azjaci nie mają problemu ze spaniem w miejscach publicznych, jak sądzę wynika to z poczucia bezpieczeństwa. W bibliotece oczywiście atmosfera do drzemania jest idealna - cisza, spokój, wygodne krzesło... Lepiej być nie może.

5. Zostaw laptopa.
Jak już mówiłam poczucie bezpieczeństwa odgrywa tu bardzo dużą rolę. Nikogo nie dziwi zostawiony na stole telefon/portfel/laptop, o mniej wartościowych przedmiotach nawet nie wspominam. Ja wciąż mam opory przed zostawianiem swoich rzeczy bez opieki, ale obserwując biblioteczną kulturę moja wiara w ludzi znacznie wzrosła.

6. Spędź tam cały dzień (lub noc).
Zajmujemy miejsce i siedzimy tam cały dzień. Oczywiście przerwy na kawę, lunch, mycie zębów itd są jak najbardziej wskazane, ale zabieranie swoich rzeczy czy powrót do domu - zupełnie zbędne.

Muszę przyznać, że nauka w bibliotece przypadła mi do gustu. Pytana czemu nie robię tego w Polsce nie znałam sensownej odpowiedzi, więc chyba jakoś przeżyję pisanie licencjatu ;)








niedziela, 23 października 2016

Sekrety koreańskiej urody.

Korea Południowa.

Przed wyjazdem zdawałam sobie sprawę z koreańskiego zamiłowania do pielęgnacji skóry, ale nie miałam pojęcia, że jest to tak ogromny przemysł.

Koreanki na kosmetyki przeznaczają średnio 2 razy więcej pieniędzy niż kobiety w innych krajach. To powinno dać nam już do myślenia. Każda z nich marzy o nieskazitelnej skórze i jest w stanie zrobić wszystko aby ten cel osiągnąć.

Każdego dnia dziewczyny poddają swoją skórę tak zwanemu "koreańskiemu rytuałowi pielęgnacji".

Fora rozpisują się na temat 10 kroków.
1. Demakijaż i oczyszczanie olejem
2. Oczyszczanie żelem
3. Złuszczanie
4. Tonik
5. Esencja
6. Serum i ampułki
7. Maseczka (a konkretnie sheet mask)
8. Krem pod oczy
9. Nawilżanie
10. Ochrona przeciwsłoneczna
Jednorazowo Koreanki wykonują ok. 5 z nich, resztę zazwyczaj raz w tygodniu.

Kolejnym elementem jest makijaż. Ilość czasu poświęcana na nałożenie makijażu jest dosłownie niewyobrażalna, poranne przygotowanie swojej twarzy to co najmniej godzina. Skórę należy wybielać, kosmetyki brązujące nie wchodzą w grę. Szczególnie ważny jest makijaż oczu. Praktycznie każda dziewczyna używa cieni w kolorach złota i brązu, do tego czarne delikatne kreski i zalotnie wywinięte rzęsy. Jeżeli chodzi o usta - malinowe lub lekko pomarańczowe, koniecznie z gradientem! Kolor kładziemy na wewnętrzną część warg, zewnętrzną część należy przykryć korektorem lub przypudrować. Brwi powinny być proste, grube i wypełnione.  

W wielu przypadkach jest to wciąż za mało. Większość dziewczyn decyduje się na operacje plastyczne. Operacje wykonywane są ze względu na presje otoczenia i zachodni kanon piękna. W wielu przypadkach to rodzina namawia młode dziewczyny do "pójścia pod nóż". Operacja must-have to DOUBEL EYELID czyli podwójna powieka. Kolejny krok to nos, który u Azjatek jest stosunkowo płaski w porównaniu z zachodnimi nosami. Inne popularne operacje to wypełnienie twarzy własnym tłuszczem pobranym z ud lub brzucha oraz zmiana kształtu szczęki.

W wielu przypadkach operacja to "prezent" od rodziców, tuż po zakończeniu liceum. Co ciekawe nikt nie jest jakoś bardzo zawstydzony, że operację wykonał. Dziewczyny otwarcie polecają sobie gabinety, podobno istnieją również zniżki, gdy koleżanki zdecydują się na jakąś operacje razem.

Z grona moich Koreańskich koleżanek większość poddała się choć jednej operacji.

Tak, wiem nam nie mieści się to w głowach. Mam jednak prośbę, abyście nie zaperzali się w sobie. Tutaj tak jest. To ich sprawa, możemy mieć swoją opinię, ale wielka krytyka nie ma sensu.

To jak dziewczyny, która z was wprowadza koreański rytuału pielęgnacji? ;))

Mam nadzieje, że pomoże :D 

Szeroka gama maseczek (sheet masks)

Produkty marki Skin Food

Cienie w bardzo koreańskim stylu ;)





czwartek, 20 października 2016

Od wschodu do zachodu...

Korea Południowa, wyspa Jeju.

Tak jak już wspomniałam, drugiego dnia czekała nas wczesna pobudka i wspinaczka w półmroku, aby podziwiać wschód słońca ze szczytu Seongsan Ilchulbong Peak (Sunrise Peak). Sunrise Peak to kaldera, czyli ogromne zagłębienie na szczycie wulkanu, które powstało wskutek eksplozji górnej części stożka wulkanicznego (matura z geografii nie poszła na marne). Położony na wschodnim wybrzeżu szczyt jest idealnym punktem obserwacyjnym.

Poranną wędrówkę porównałabym z bardzo mocną kawą! Mimo godziny szóstej rano, po pokonaniu trasy czułam się jak młody bóg :D Muszę przyznać, że od razu zrozumiałam czemu tłumy zadają sobie tyle trudu o świcie... Chmury lekko przysłaniały niebo, ale w powietrzu czuć było magię. Może to endorfiny, może rześkie powietrze, ale przez moje ciało przepływała silna fala zachwytu.

Po krótkiej drzemce zapakowałyśmy plecaki i ruszyłyśmy dalej. Tego dnia wyspa uraczyła nas zupełnie innymi widokami. Wodospady Jeongbang i Cheonjiyeon to główne atrakcje południowej części Jeju. Pierwszy z nich -Jeongbang- usytuowany na kamienistym wybrzeżu wpływa prosto do oceanu (podobno jedyny taki w Azji), widok jest piękny, ale tłum turystów z selfie stickami doprowadzał mnie do szaleństwa. Drugi -Cheonjiyeon- co znaczy "niebo połączone z ziemią" znajduje się w parku. Po krótkim spacerze naszym oczom ukał się 22m wodospad ukryty pośród drzew.

Ostatnim punktem dnia była wysunięta na południe wyspa Saeseom połączona z Jeju pięknym mostem (Saeyeon-gyo). Malutka wysepka jest rezerwatem biosfery ze względu na swój wyjątkowy ekosystem. Jest ona siedliskiem dla wielu rodzajów ptaków, które możemy podglądać podążając kilometrową trasą dookoła wyspy. Ze względu na swoje położenie Saeseom jest idealnym miejscem do podziwiania zachodów słońca.

Wpatrując się w zachód dotarło do mnie, że jest to pierwszy raz w życiu, gdy jednego dnia delektowałam się zarówno wschodem i zachodem w tak pięknej scenerii. Słońce daje niesamowitą energię, tylko w tym ogromnym pędzie całkowicie o tym zapominamy - a szkoda.

Sunrise Peak

Seongsan Ilchulbong Peak










CUDOWNE!

Wodospad Jeongbang 


Wodospad Cheonjiyeon

widok z Saeseom (#nofilter)



Most Saeyeon-gyo



wtorek, 18 października 2016

O JEJU!

Korea Południowa, wyspa Jeju.

Jeju-do ("do" znaczy wyspa) to największa wyspa Korei Południowej. Położona na południowo-wschodnim wybrzeżu duma koreańczyków, powstała w wyniku erupcji wulkanu Hallasan, który jest zarazem najwyższym szczytem Korei. Jeju jest nazywana "wyspą miłości" lub "koreańskimi Hawajami", stąd jest modnym kierunkiem na azjatycki miesiąc miodowy.

Pytając kogokolwiek o to co powinniśmy w Korei odwiedzić każdy odpowiada "Seul, Busan i Jeju". Z Seulem i Busam poszło łatwo. Na Jeju możemy popłynąć promem lub polecieć samolotem. Wycieczka promem z miasta w pobliżu Gwangju to ok. 5h + dojazdy i cała logistyka... Zdecydowanie za dużo czasu na weekendowy wyjazd. Lot z lotniska w Gwangju trwa 45 minut, jednak ceny lotów odstraszają. Mimo tego z uporem maniaka wyszukiwałam jakiegoś taniego połączenia i udało się! Upolowane bilety lotnicze okazały się tańsze niż te na prom, także jestem dumna!

Plan był taki, żeby zobaczyć jak najwięcej. Ostateczny wybór to objazdówka - 4 noce, każda w innym hostelu.

W piątek rano zwarte i gotowe ruszyłyśmy w trasę. Plan był następujący:

1. Hamdeok Beach
Nasz pierwszy przystanek to piękna piaszczysta plaża i szmaragdowe morze. Kolor wody, wydawał się wręcz nierealny. Ciężko napisać coś więcej, więc pozwolę zdjęciom mówić za mnie ;)

2. Manjang-gul
Jest to jeden z najdłuższych na świecie systemów jaskiń wulkanicznych (7,4 km). Wysokość jaskiń to przedział od 2m do 23m, także moje początkowe wyobrażenie o "wycieczce do jaskini" zostało dość mocno skorygowane :D Trasa turystyczna wynosi ok. 1 km, temperatura w środku to ok. 10 stopni Celsjusza. Po przejściu tej trasy w głowie miałam jedną myśl "Matka Natura nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać"

Główna droga oddalona jest od jaskini około 3 km, więc postanowiłyśmy złapać stopa. I tu kolejne miłe koreańskie zaskoczenie. Pierwszy mijający nas samochód zatrzymał się. Rodzina z dzieckiem i załadowanym po dach autem. Mama wzięła synka na kolana, tata upchnął nasze plecaki w bagażniku, a nas cztery na tylnej kanapie. Rodzinka była tak miła, że zamiast wyrzucić nas na przystanku, zawiozła nas do naszego kolejnego celu. Siedzący u mamy na kolanach chłopczyk, zdawał się mieć najlepszy dzień życia, przypuszczam, że cała jego klasa usłyszała opowieść "o 4 dziewczynach z Europy, upchniętych w jego samochodzie" :D

3. Woljeong Beach
Gdy moim oczom ukazało się to miejsce poczułam miłość od pierwszego wejrzenia. Połączenie białego piasku z czarnymi kamieniami, lekko porośniętymi glonami i płycizną... Przepiękne! Zobaczcie sami ;)

4. U-do
Udo to największa z wysp w otoczeniu Jeju, jej nazwa do dosłownie "wyspa krowa", gdyż jej kształt podobno przypomina krowę. Na Udo płynie się z Jeju 15 minut promem. Na miejscu najlepiej wypożyczyć rowery lub skutery i objechać wyspę dookoła. Ostatni prom na Jeju odpływa o 17.30, także miałyśmy do zagospodarowania niecałe 2h. Wsiadłyśmy do lokalnego busa "hop-on, hop-out" i udało nam się w zbyt szybkim tempie zobaczyć kawałek Udo. Na Udo trzeba koniecznie zjeść lody o smaku orzeszków ziemnych, które są tutaj uprawiane. Pan serwujący ten deser, miał przy tym niezłą zabawę ;)

Po powrocie z Udo, wygłodniałe pochłonęłyśmy kolację uświadamiając sobie, że jest to pierwszy raz tego dnia, gdy siedzimy dłużej niż 15 minut. O godzinie 20 leżałyśmy już w łóżkach, aby zebrać siły na jeszcze wcześniejszą pobudkę.

 Hamdeok Beach




Manjang-gul

Woljeong Beach





 Czarna plaża na U-do

Lody orzechowe w wydaniu specjalnym haha

Zupa z makaronem, warzywami i wieprzowiną

Mango bingsu <3







czwartek, 13 października 2016

Publiczne łaźnie - podejście pierwsze.

Korea Południowa, Gwangju.

Weekend był zwiastunem nadchodzącej jesieni, nad czym ubolewam, bo wrzesień w szortach i klapkach to cudowna sprawa. Aby trochę się wygrzać wybrałyśmy się do jjimjilbang - tradycyjnej publicznej łaźni. Bardzo ciężko było mi to sobie wyobrazić i równie trudno jest mi to teraz opisać, ale spróbuję! 

Otoż jjimjilbang to miejsce czynne całą dobę, odwiedzane głównie przez pary lub starszych koreańczyków. Kupując bilet (ok.30zł) możemy zostać tam tak długo jak tylko chcemy, stąd wiele osób najzwyczajniej tam nocuje. Jako że w azjatyckiej kulturze jedzenie, siedzenie, a nawet spanie na podłodze jest zupełnie normalne, koreańczycy nie mają z tym najmniejszego problemu. 

Na wejściu dostajemy uniform (spodnie i koszulka) i kilka małych ręczników. Przechodzimy do części dla kobiet, gdzie natychmiast musimy ściągnąć buty i zaakceptować fakt, że od tego momentu chodzimy na boso. 

Tuż za rogiem naszym oczom ukazują się koreańskie nagie ciała. Kobiety siedzą w szatni na podłodze czy na ławkach w pełni pochłonięte rozmowami, oglądaniem telewizji czy dbaniem o swoją urodę (np. regulują brwi). Nie będąc gotowe na tak odważne posunięcie, włożyłyśmy szybko swoje uniformy i udałyśmy się do części głównej. 

Pierwsze pomieszczenie to pokój z 3 piętrami małych wykafelkowanych „jaskini” w których możemy spać. Wyglądało to jak prymitywne "pokoje" hoteli kapsułowych. Kolejnie mamy duży "salon" z telewizorem, fotelami do masażu i knajpą. I tu ważna sprawa! Dwie rzeczy, które trzeba zamówić to "Sik-hye" oraz "Maekbanseok egg". Pierwsza - "Sik-hye"- to zamrożony słodki napój z sfermentowanego ryżu, nie brzmi zachęcająco, ale smakuje pysznie! Druga - "Maekbanseok egg" - pieczone jajko, które pod wpływem wysokiej temperatury zmienia kolor na brązowy/szary. 

W "salonie" jedni śpią, inni rozmawiają,  jeszcze inni oglądają seriale popijając "Sik-hye". Dookoła biegają dzieci wcinające koreański ramen (my nazwalibyśmy to po prostu zupką chińską), część z nich z kolorowymi maseczkami na twarzach.

Główną atrakcją są pomieszczenia wokół "salonu". W każdym z nich utrzymywana jest inna temperatura. Zaczynając od takich wypełnionych lodem, przez 36, 50, 55 i na 66 stopniach celsjusza kończąc. Wnętrza są różne, czasem są to zwykłe pokoje, czasem groty solne, a czasem cała podłoga wypełniona jest małymi kamieniami, niczym kamienista plaża. 

Zaprawieni w bojach koreańczycy mogą siedzieć w każdym z tych pomieszczeń bardzo długo. Oczywiście po takiej "gorącej sesji" całe ich uniformy są dosłownie zlane potem. Mi wystarczyło kilka minut i chciałam uciekać! Czuję, że muszę jeszcze poćwiczyć :D


Salon i koreańskie seriale ;)


"Sik-hye" i "Maekbanseok egg"


Koreański ramen




Garam w lodówce ;)