niedziela, 26 lutego 2017

OTO BudaPeszt.

Węgry, Budapeszt.

Pare lat temu, a dokładnie gdy byłam młodsza o (prawie) swoją pełnoletność, a w paszporty wbijali jeszcze węgierski stempelek, jadąc w kierunku Balatonu z tylnego siedzenia ukochanej złotej Hondy CR-V, obserwowałam swym dziecięcym okiem tamtejszą rzeczywistość. Moje wspomnienia choć dość wyraźne, są bardzo zadziwiające, szczególnie dla rodziców, którzy swym dojrzałym umysłem kodowali węgierską codzienność.

Ja pamiętam skwar lejący się z nieba, wielkie, lekko górzyste przestrzenie, gigantyczną wodę (w mojej dziecięcej głowie najprawdopodobniej był to ocean), potrąconego w mroku jelonka i wielką czerwoną skrzynkę pocztową w Budapeszcie.



Po którymś pozytywnym komentarzu na temat Budapesztu, zaczęłam się zastanawiać czym tak naprawdę kusi to miasto. Na rozmyślaniach zapewne by się skończyło, decyzja została jednak podjęta za mnie. Otrzymałam bilet do Budapesztu, więc nie było odwrotu. Mapa, hostel i wyszukiwanie interesujących miejsc. 

Rzeczy upchnęłam do malutkiego plecaka, na widok którego kochana siostra rzuciła komentarz "Ty się niby spakowałaś? Przecież nawet na wyjazd jednodniowy potrzebna jest walizka!?", i ruszyłam na Węgry. 

Zwiastunem klimatu miasta było metro. Stare, lekko obdrapane, wygodne wagony i te nastrojowe postkomunistyczne stacje. Zaraz po wynurzeniu na powierzchnie przejeżdżający przez ulicę piękny żółty tramwaj zmusił do krótkiego zawieszenie na nim oka. Potem było już tylko ciekawiej.


Dla mniej zorientowanych wspomnę, że przez środek węgierskiej stolicy przepływa Dunaj, druga co do wielkości rzeka w Europie. Do drugiej połowy XIX wieku stanowił on granice między dwoma miastami Budą i Pesztem, które tworzą teraz jeden, piękny Budapeszt, a łączące je długie, oświetlone mosty, szczególnie nocą tworzą idealny klimat do urokliwych spacerów. 


Buda kusi Basztą Rybacką, Zamkiem Królewskim i niesamowitym wzgórzem Gellerta. Jest pięknie, monumentalnie i naprawdę "prze-fotogenicznie". Przyspieszająca oddech wspinaczka na górę Gellerta pozwala na rozkoszowanie się widokiem na kilka mostów i cały Peszt.





Każda z wąskich uliczek Pesztu wydawała się tajemnicza. Moim sercem bez wątpienia zawładnęła dzielnica żydowska. To właśnie idąc wzdłuż jej ulic wyliczałam w myślach, w jaki sposób w ciągu kilku dni, rozkoszować się każdym z jej klimatycznych miejsc. To tam kusiły knajpy, puby i kawiarnie. To właśnie w Peszcie znajdziemy wizytówkę Budapesztu, czyli gigantyczny, neogotycki parlament. Kilka kroków dalej możemy podziwiać, a przy odrobinie szczęścia również odkrywać wnętrza: fenomenalnych, modernistycznych kamienic. Po tej stronie mieści się również zachwycający symetrią Plac Bohaterów oraz Bazylika św. Stefana z uroczym punktem widokowym na kopule.








Nie wiem z czym Wam kojarzą się Węgry, co staje Wam przed oczami na słowo Budapeszt? Mam jednak ogromną nadzieję, że po przeczytaniu, przejrzeniu zdjęć i obejrzeniu filmiku (vimeo.com/budapest), Wasze wyobrażenia będą równie piękne, jak moje wspomnienia. Chcąc skrócić te moje rozmyślania: Budapeszt oferuje coś dla każdego - jest po prostu miastem z duszą. 


Kliknijcie, obejrzyjcie i planujcie wycieczkę! :)