Wczoraj w nocy wylądowałam w Korei, na kampus dotarłam dziś. Razem z moją koreańska "buddy"- mentorką, odnalazłyśmy mój pokój. Zadowolone wchodzimy do środka, wewnątrz widzę uśmiechniętą Azjatkę. "Hi, I am Magda! Nice to meet you! What is your name?" A ona wielkie oczy i zaczyna coś gadać po swojemu.
Ma na imię Al, pochodzi z Japonii, studiuje koreanistykę i no cóż... nie mówi po angielsku. Al jest rozbrajająca. Chodzi za mną z włączonym translatorem i pomaga w czym tylko może. Pokazała mi gdzie robić herbatę, jak włączyć internet, jutro idzie ze mną jako koreański tłumacz do biura po nowe krzesło i kopie dokumentów. Dla chcącego nic trudnego!
Razem z moją mentorką jeździłyśmy po supermarketach w poszukiwaniu wyposażanie pokoju. Kołdra stanowiła największe wyzwanie, ale udało się :D
Potem wybrałyśmy się na "korean bbq", może nie każdy z was o tym wie, ale tutaj w wielu restauracjach dostaje się surowy posiłek który jest przygotowywany na naszych oczach lub... który musimy zrobić sami! Nasz grill był obsługiwany przez kelnera, my dostałyśmy fartuszki, miseczki, pałeczki i ryż i jak to ujęła moja mentora "tutaj jesteśmy jak królowe". Jedzenie było przepyszne! Koreańska kuchnia jest jedną z najostrzejszych na świecie, także nawet wybrana przeze mnie opcja "lekko pikantne" dawała nieźle popalić.
Czytam, oglądam, podziwiam,zazdroszczę ☺Ale czy ty się corciu nie zgubisz? -mama Igi
OdpowiedzUsuńMyślę, że dam jakoś radę! Obym tylko znalazła drogę powrotną do Polski ;D
Usuń