środa, 14 września 2016

Wyprawa do Busan.

Busan, dzień pierwszy.

W Korei właśnie zaczął się Chuseok. Chuseok to coś w rodzaju Dnia Dziękczynienia. Każdy z Koreańczyków jedzie spotkać się z rodziną, młodsi ubierają tradycyjne koreańskie stroje - Hanbok, reszta po prostu wspólnie biesiaduje. My korzystając z wolnego zwiedzamy Busan, drugie pod względem wielkości miasto, zaraz po Seulu. 

Po około 4 godzinnej trasie dotarłyśmy na miejsce. Na pierwszy ogień poszła zachodnia cześć miasta. Gamcheon Cultural Village wygląda jak miasteczko z widokówki. Kolorowe domki porównywane są do klocków Lego. Z tego co wyczytałam w przeszłości było to miejsce zamieszkania uchodźców. Okolica ta nie cieszyła się najlepszą sławą, jednak pomysł przemienienia tego obszaru dał mu drugie życie. Kawiarnie, sklepiki, murale, piękne widoki i kolejki turystów chcących zrobić sobie zdjęcie np. z małym księciem.

Nikogo z was nie zdziwi gdy wspomnę o kolejnym "street foodzie". Smakowałyśmy wszystkie lokale przysmaki. Smażone pierożki z ryżowym makaronem, hotteok - smażone ciasto cynamonowe wypełnione ziarnami słonecznika, kimbap - koreańska wersja sushi, słodko-słone omlety i... prażone robaki. Tak. Wszystkiego posmakowałyśmy. Robaki smakowały jak suszone grzyby. Fuj. 

Następnie market rybny. Jak dla mnie intensywny zapach ryb i owoców morza jest nie do zniesienia. Jednak jest to ciekawe miejsce. Większość z produktów jest wciąż żywa, więc dosłownie możemy wybrać co chcemy zjeść. Każdy sprzedawca nawołuje do swojego straganu, szczególnie gdy widzi europejskie twarze. Po przejściu całego marketu potrzeba chwili ciszy i odpoczynku...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz