czwartek, 1 grudnia 2016

Jacy są Japończycy?

Japonia, Tokio.

Gdybym miała wymienić jedną rzecz, która była najmilszym zaskoczeniem, bez zastanowienia powiedziałabym – ludzie.

Społeczeństwo pędzące całe dnie, pogrążone w wirtualnym świecie, skupione na realizacji codziennych celów, zapytane o pomoc całkowicie zapomina o tym, że kiedykolwiek pędziło. W jednym z odcinków vloga Gonciarz wspomniał o tym, żeby lepiej Japończyków nie pytać o drogę, ponieważ traktują oni takie rzeczy bardzo poważnie. Porzucają swoje czynności i są gotowi osobiście zaprowadzić nas w poszukiwane miejsce.

Bardzo mnie to rozbawiło, wydawało się takie azjatyckie, kolektywne, jednak byłam przekonana, że lekko przerysowane. Może zdarza się czasem, w końcu w każdym kraju znajdą się osoby nad wyraz życzliwe, ale na pewno nie każdy w Japonii by tak zareagował, przecież to niemożliwe...

A jednak! Tam niemożliwe stało się możliwym.

Pierwszego dnia, historycznego, śnieżnego, czwartkowego popołudnia próbowałyśmy zostawić nasze bagaże w szafkach na stacji metra. Cała instrukcja opisana po japońsku i wyraźnie zaznaczone jakieś godziny. Jak na złość nikt nie przechodził tym tunelem, a końcu widzimy starszą Panią. Próbujemy, kobieta mimo nieznajomości angielskiego nie panikuje. Podchodzi do nas, obserwuje bacznie co chcemy jej przekazać. Po czym z całych sił stara się nam wytłumaczyć, że szafki działają tylko do 17.30. Jako że 17.30 nadchodziła musiałyśmy poszukać innego rozwiązania. Muzeum. Wchodzimy widzimy kasę, szatnie... Kobieta od razu do nas macha. Podchodzi, nie pytając o nic bierze nasze walizki i zanosi na półkę.

Innego dnia postanowiłyśmy zobaczy sławny most (rainbow bridge). Stację metra wybrałyśmy trochę nieszczęśliwie. Zapytałyśmy obsługę metra o kierunek ta prędko zaczęła wyciągać mapy, rysunki i z przejęciem tłumaczyć jak to zrobić. Wyszłyśmy na powierzchnię, niestety złym wyjściem, kręciłyśmy się w kółko, w końcu weszłyśmy do drogerii i pokazałyśmy kobiecie zdjęcie mostu. Japonka trzymała cały koszyk zakupów, odłożyła go w pośpiechu zaczęła wpisywać w translator, „druga strona metra”. Wiedziałyśmy co robić ona jednak uważała, że jej pomoc nie była wystarczająca, zaczęła szybko odkładać zakupy na półkę i pokazywać, że pójdzie z nami. „Nie, nie, damy radę! Dziękujemy!”. Musiałyśmy dosłownie uciekać, przed jej pomocą.

Tego samego wieczoru kolacje chciałyśmy zjeść na „Monja Street”. Sprzedawca wyszedł ze sklepu i pokazał nam gdzie skręcić. Wzdłóż ulicy Monja znajdziemy ponad 100 knajp sprzedających Monjayaki i Okonomiyaki - tradycyjne japońskie dania. Jedno i drugie należy przygotować na dużej patelni zamontowanej na stole przy którym siedzimy. Dostałyśmy miseczki z surowymi składnikami i instrukcję w języku angielskim, jak każde z nich zrobić. Z ekscytacją zaczęłam mieszać składniki, jednak trochę się obawiałam, że moje zdolności manualne nie dadzą rady. Młoda japonka siedząca obok zawołała sympatyczną właścicielkę knajpy - nie mówiąca po angielsku - aby przyszła do naszego stołu. Japonka przez chwilkę stała się tłumaczem, ale widząc entuzjazm na twarzy starszej Pani uznała, że ta z pewnością da radę. Japońska babcia przyrządziła nam pysznego Okonomiyaka, a gdy wyjęłam kamerę uformowała Monjayka w kształt serca.

Gdybym miała opisać wszystkie miłe sytuacje potrzebowałabym kilku stron A4. Pomagali z maszynami biletowymi, prowadzili do toalety, googlowali szukanych przez nas miejsc, tłumaczyli skomplikowane rozkłady kolejek... Czasem po angielsku, częściej po japońsku, traktując to z pełną powagą, jako misję swojego dnia.

Po tych kilku dniach dotarło do mnie, czemu pierwsza poznana przeze mnie Japonka - moja nie mówiąca po angielsku współlokatorka Al - pomagała mi z każdą najmniejszą rzeczą, nawet gdy kilka razy tłumaczyłam, że nie musi tego robić, ponieważ najwyraźniej taka jest ich Japońska natura.

Godziny szczytu.


Strażnik metra.


Dziesięć pięknych kotków.



Japońska straż miejska ;)


Automat do zamawiania ramen




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz