sobota, 3 września 2016

Gdzie idziemy?

Gwangju, dzień czwarty i piąty.

Obserwuję tutejsze życie i porównuje je do polskich realiów.

Ze względu na stosunkowo niskie ceny w restauracjach, są one wypełnione po brzegi grupkami studentów. Każdy stolik zamawia jedno ogromne danie, które cała paczka wcina pałeczkami z wielkiej patelni. Tutaj na każdym stoliku jest grill i guzik... Guzik do wzywania kelnera, co swoją drogą jest sensowym rozwiązaniem.

Koreańczycy to podobno bardzo rozpity naród. Nocne życie w "centrum" w pobliżu kampusu dobrze to obrazuje. Nie wiem jednak czy tak jest wszędzie, czy to ze względu na dużą liczbę studentów w tym miejscu. Na każdym stoliku stoi "soju" tani koreański alkohol. Soju pijemy w małych kieliszkach. Wersja tradycyjna smakuje jak rozwodniona wódka... Ale oczywiście mamy całą gamę smakowych soju. Soju jabłkowe, winogronowe, jagodowe, grejpfrutowe, o smaku granatu i oczywiście o smaku zielonej herbaty. Kolejny narodowy trunek to "makgeolli". Makgeolli pije się z małych miseczek. Jest to coś w stylu wina ryżowego, moim zdaniem smakuję jak napój drożdżowy... Ale ma tutaj wielu fanów.

Jeżeli chodzi o kolejny etap wieczornego wyjścia, popularnością cieszy się karaoke. Kluby karaoke oferują osobne pokoje dla każdej grupy znajomych. W każdej z tych kabin mamy dyskotekowy wystrój. Światła, lasery, ekrany, tamburyna i mikrofony, które, nie mam pojęcia dlaczego, zmieniają nam głos na taki z zaświatów. Jest bardzo ciekawie.



Soju


Makgeolli










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz